Środa z książką Złodziejka książek w jeden dzień

Ta środa z książką jest dla mnie wyjątkowa. Dzisiaj młodszy syn obchodzi swoje trzecie urodziny.



Czytelniczo przeszłam samą siebie. Przeczytałam 495 stron "Złodziejki książek" w jeden dzień, a dokładnie w mniej niż 10 godzin. Oczywiście, że nie czytałam cały czas. Miałam wymuszone prozą życia przerwy. Książkę zaczełam czytać na lotnisku, z nudów. Nie mogłam zabrać drutów z moją robótką na pokład samolotu. Nie miałam także ochoty na obserwację innych podróżnych podczas gdy L. był zatopiony w lekturze czasopisma. Książkę kupiłam dwa lata temu, wtedy też po przeczytaniu kilku stron odłożyłam ją na półkę. Trzy tygodnie temu tata L. zabrał książkę do Pl, teraz ja zabierałam ją z powrotem do domu. Zaczełam czytać po raz drugi i wpadłam jak śliwka w kompot.
Przyznam szczerze, że dawno nie miałam takiego dnia. Nic mnie nie ponaglało, nie musiałam przygotować kolacji dzieciom, nie było kąpieli ani układania do snu. Te wszystkie sekundy, minuty czy godziny miałam tylko dla siebie.

Książka jest napisana w bardzo ciekawy sposób. Przede wszystkim narratorem jest sama śmierć, która opowiada nam historię pewnej dziewczynki. Śmierć opowiada historię w sposób trochę chaotyczny. Kilka stron wczesniej uprzeda nas szerokim komentarzem o wydarzeniach, które mają dopiero nastąpić. Przygotowuje nas na śmierć.  "Złodziejka książek" potrafi także wzruszyć do łez. Przyznam szczerze, że kilkakrotnie ukradkiem ocierałam łzy a na sam koniec po prostu się popłakałam.

Osobiście najbardziej podobały mi się fragmenty, w których śmierć komentuje swoją pracę. Trzeba przyznać, że w tej książce śmierć posiada poczucie humoru i duży dystans do siebie.

 "Ja naprawdę potrafię być wesoły. I przyjacielski. I sympatyczny. I życzliwy. A to dopiero początek wyliczanki. Tylko nie proście mnie, żebym był miły. Ta cecha nie ma ze mną nic wspólnego."

 "Ludzie zauważają kolory dnia jedynie na jego początku i końcu, choć dla mnie jest oczywiste, że zmieniają się one z każdą chwilą, w całej mnogości odcieni i tonacji. Jedna godzina może się składać z tysięcy różnych barw. Woskowych żółcieni i chmurnych błękitów. Mrocznych ciemności."

 "Powiadają, że wojna jest najlepszą przyjaciółką śmierci. Ja mam inne zdanie na ten temat. Dla mnie wojna jest jak nowy szef, który oczekuje niemożliwego. Stoi ci nad głową i powtarza do znudzenia: "Zrób to, zrób to". Więc pracujesz coraz ciężej. Robisz, co ci każą. Ale szef nigdy ci nie dziękuje. Żąda coraz większych wysiłków."

Na drutach nadal mam zielony sweterek dla mnie, który może uda mi się skończyć do końca miesiąca.

Wpis w ramach


Komentarze

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny, miło mi będzie jak zostawisz po sobie ślad.

Popularne posty